czyli jak popadłam w kolejny nałóg - tym razem to dzierganie.
Nie mogę powiedzieć, niestety, że to nałóg nieszkodliwy, bo wyłącza mnie wieczorami z życia rodzinno- towarzyskiego, kosztuje co prawda niewiele, bo włóczkę i przybory nabywam okazyjnie, ale za to w ilościach zastraszających, a w dodatku kiedy przeholuję z dzierganiem (jak to jest np. dzisiaj), ból ramion przywołuje mnie do rzeczywistości.
Ale prawdziwego nałogowca nic nie zniechęci :)
Co ciekawe, winnym mojego nowego uzależnienia pośrednio jest internet- to tu na allegro nabyłam za całe 17,50 magiczny stoliczek z furą przyrządów do szycia, dziergania i haftowania, więc niskim kosztem mogłam zacząć przypominać sobie umiejętności, których - w mizernym zakresie, ale zawsze coś- nabyłam w dzieciństwie i wczesnym wieku -nastu lat.
Ciekawe, że kiedy po ponad dwudziestu latach znów wzięłam do ręki druty i włóczkę, nie miałam pojęcia, jak zacząć !
Ale od czego niezawodny google... i tak wsiąknęłam w świat blogów robótkowych -eh, jakie cuda robią uzdolnione dziewczyny!- , odkryłam ravelry i cały świat, którego istnienia nawet nie podejrzewałam .
I tak to teraz sobie dłubię, bo lubię :)
A tu pstryknięte wczoraj parę fotek moich produkcji- niestety, bakcyla fotografii jeszcze nie połknęłam, więc nędznej jakości, ale coś tam widać,a i chusty dość intensywnie użytkowane i nie zblokowane elegancko do zdjęć, ale co tam, pierwsze koty za płoty .
Pierwszy summit :
parę chust z najprostszym wzorem wg prism shawl
chyba najpopularniejsza z chust- sama machnęłam takich już z pięć, w różnych kolorach i rozmiarach- gail
ulubiony wzór- dew drops - tych zrobiłam ze trzy, ale nie zamierzam na tym kończyć :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz