sobota, 17 grudnia 2016

Prawie-jak-malabrigo.

Sweter damski został szczęśliwie ukończony i nawet był już parę razy noszony.
Bardzo się cieszę, że pierwsza próba farbowania dała tak dobry efekt - mimo paru perturbacji po drodze jestem z wydzierganego swetra bardzo zadowolona.
Oczywiście, kolory to wynik szczęścia nowicjusza : wymieszanie kilku kolorów farbek , za mały garnek użyty do gotowania wełny i próby ratowania nierówno zabarwiającego się merino poprzez dolewanie kolejnej farbki , a w końcu już po wysuszeniu włóczki ponowne desperackie farbowanie całości w rezultacie dało efekt, o jakim nieśmiało marzyłam, ale na pewno nie był zaplanowany :-)
W sumie nawet po przewinięciu wełny w kłębki nie wiedziałam, jak będzie wyglądała w gotowej robótce , więc, żeby uniknąć dużych plam i ciap, dziergałam z dwóch albo i trzech kłębków równocześnie.
Niestety, nie umiem zmieniać nitki tak, żeby było to całkiem niewidoczne, cały czas moją piętą achillesową są też rzędy skrócone, na szczęście nierówne farbowanie włóczki litościwie zamaskowało większość błędów.
Sweter zrobiłam na podobieństwo męskiego z poprzedniego posta, wydłużyłam tylko trochę tył, zwęziłam rękawy , dodałam długości tyle, że jest w zasadzie krótką tuniką, zmieniłam wzór wykończeń- też jest najpierw poziomy łańcuszek przed ściągaczami, ale wszystkie są zrobione na dużo cieńszych drutach (2.75, a cały sweter na 3,5) i ściegiem ryżowym 1/1. Zamykałam bardzo elastycznie sposobem z narzutem, ale na jeszcze cieńszych drutach (2.0), więc brzeg się nie rozwleka i trzyma doskonale.
Jak zwykle najwięcej czasu potrzebowałam na zabranie się do wydziergania swetra , a potem na jego obfotografowanie i opisanie- samo dzierganie to była czysta przyjemność .
Niestety, kompletny brak światła na dworze spowodował, że zdjęcia są beznadziejne, może jak pogoda się trochę poprawi, to je wymienię. W rzeczywistości sweter nie jest fioletowy, buraczkowy, ani w kolorze strażackiej czerwieni :-)