środa, 31 grudnia 2014

Stare, ale jare :)

~ Na zdrowie ~

Szlachetne zdrowie,

Nikt się nie dowie,

Jako smakujesz, aż się zepsujesz.

Tam człowiek prawie

Widzi na jawie

I sam to powie,

Że nic nad zdrowie.

Ani lepszego,

Ani droższego,

Bo dobre mienie,

Perły, kamienie,

Także wiek młody

I dar urody,

Miejsca wysokie,

Władze szerokie,

Dobre są, ale –

Gdy zdrowie w cale.

Gdzie nie masz siły,

I świat niemiły.

Klejnocie drogi,

Mój dom ubogi

Oddany tobie

Ulubuj sobie !



Jan Kochanowski


Tego życzę Wam, sobie i moim bliskim- z resztą damy sobie radę :) Oby przychodzący rok był tym, który wspominać kiedyś będziemy z uśmiechem i rozrzewnieniem.
Dobrego roku wszystkim !

wtorek, 23 grudnia 2014

Ani świątecznych obrazków na blogu,

ani zdjęć ostatnich dziergadełek- w lesie, panie, jestem w lesie ! Na szczęście dom już świątecznie przystrojony- uwielbiam te wszystkie światełka i błyskotki.
Kolacja wigilijna w zasadzie gotowa, dzięki podziałowi obowiązków pomiędzy niezawodną ciocię Zosię, sister i mnie :) Dziś muszę jeszcze tylko upiec karkówkę ze śliwkami ( na świąteczny obiad) , zrobić rybę po grecku i stroiki na cmentarz, M. jutro je zawiedzie, bo ja kwitnę w robocie do 14.
Ale za to później- laba niespotykana, tyle wolnych dni ! :))) Całe cztery !
Nie mogę się nacieszyć , mam zamiar odpocząć i wynudzić się solidnie, czego i Wam życzę ( no chyba że ktoś nudy- w sensie czasu na leniwe i bez pośpiechu robienie tego, na co ma się ochotę, nawet jeśli to akurat jest nicnierobienie- ma dosyć... )

Miłego świętowania !


środa, 26 listopada 2014

Wydrukowałam schemat świątecznego

serduszka, wyciągnęłam z zapasów cudne płótno, nawlekłam czerwoną mulinę i zonk- okazuje się, że takich malutkich krzyżyków to już nie dam rady wyhaftować... Oczy na to nie pozwolą.
Jak niepyszna wyszukałam zeszłoroczną czerwoną grubą kanwę, dla odmiany nawlekłam śmietankową mulinę i wyhaftowałam zaplanowane serduszko.
Tyle że na takiej grubej kanwie to wyszło raczej serducho, słusznych rozmiarów :)
No i nie nadaje się na zawieszkę, jak było pierwotnie planowane.
Poczeka teraz, aż nauczę się szyć poduchy z aplikacjami i zyska należne miejsce, a do tego czasu schowałam je za szybkę.

(niestety, nie udało mi się zrobić porządnego zdjęcia bez prześwietlenia)

Ponieważ nadal nie mogę się zdecydować, co wrzucić na druty, w trakcie przygotowywania niedzielnego obiadu namówiłam córę , żeby nawlekła mi trochę koralików, bo dawno już miałam ochotę spróbować zrobić jakąś bransoletkę.
Początki nie były łatwe,dwie pierwsze wyszły trochę za sztywne , ale już wywędrowały dla wnuczki E. - nawet nie zdążyłam zrobić zdjęcia- a ja popadłam w kolejny nałóg :)))
Łomatko, jakie to wciągające !
I w dodatku efekt jest błyskawiczny, w porównaniu z dzierganiem- na drutach czy szydełku robię bardzo wolno, a na bransoletkę wystarczy mi wieczór (mimo że ten u mnie nie zaczyna się wcześniej niż 20-21 ).
Świetna zabawa , machnęłam już sobie dwie bransoletki, a teraz kończę komplet dla E.- niespodziankowy naszyjnik i bransoletkę, bo aż jej się oczy zaświeciły, jak zobaczyła moją, mimo że nie na razie nie szaleję i zrobiłam sobie takie oto zwyklaczki :


Lecę dziubać dalej, zanim wystygnie zalewa do śledzi po kaszubsku, parę centymetrów bransoletki wydziergam :)

piątek, 14 listopada 2014

Zimowo, cekinowo...

Z trofiejnej włóczki z cekinami zamarzył mi się zimowy komin- otulacz. Nie chciałam, żeby cekiny za bardzo rzucały się w oczy, więc wymyśliłam, żeby cieniowaną Galaxy king cole sapphire połączyć z jakimś mohairem, aby ją trochę stonował. W ten sposób pozbyłam się kolejnego 1,5 motka z zapasów :) Trochę za bardzo włochaty był i dziergało się dość mozolnie, ale dobrnęłam do szczęśliwego końca.
Komin jest grubaśny, mięciuchny i słusznej wielkości, zima mi niestraszna :) Marzy mi się do niego jakaś wielka agrafka z filcowanym kwiatem do spinania, ale zanim nauczę się filcować (materiały oczywiście już mam w zapasach ), chyba machnę sobie jakąś szydełkową przypinkę.
W rzeczywistości otulacz ma dość łagodne przejścia kolorów, ale fotograf ze mnie kiepski :) Tak wygląda na fotelu i ogrodowej donicy :


A tak na mp, w sesji pt. łazienkowe selfie w kiepskim oświetleniu :)


A teraz biję się z myślami, co wrzucić na druty, tyle rzeczy mnie kusi, że nie mogę się zdecydować... Na razie krzyżykuję zimowe serduszko, ale przecież druty nie mogą leżeć odłogiem. A może szydełko... Ot, dylematy nałogowca- bo przecież coś dziergać się musi :)

niedziela, 9 listopada 2014

Kolejna mgiełka skończona

(już z dwa tygodnie temu, ale nie po drodze było mi z blokowaniem i blogowaniem :)
Wzór najprostszy w świecie, myślałam, że z takiej cienkiej włóczki (zużyłam kolejne dwa motki Merino Lace Austermanna , w sumie 50 g i 700 metrów), przerabianej na drutach 4, wyjdzie mi zwykły ażurek, bez specjalnie widocznego wzoru.
A tu po blokowaniu- ku mojemu szczeremu zdumieniu- pojawił się bardzo wyraźny motyw, zresztą- sami zobaczcie :

Jestem bardzo zadowolona i szczerze polecam wzór Feather and Fan Short Scarf , bardzo prosty, nie wymagający specjalnej uwagi, a - jak się okazuje- również bardzo ładny w gotowej robótce.Zwiększyłam ilość powtórzeń głównego motywu, bo chciałam mieć nie tylko szal, ale i narzutkę na ramiona.

A teraz na drutach kolejny komin , bardziej dla wyrabiania starych zapasów włóczki, niż z rzeczywistej potrzeby- bo po co komu grube kominy, jak wczoraj za oknem było tak :


A w ogródku i przed wejściem to :


Lantana nawet latem tak pięknie nie kwitła :)

środa, 22 października 2014

Żeby nie zanudzić się przy dzierganiu

szaliczkowej cienizny, skusiłam się na razempoduchowanie u IK .
Zamiar powzięłam chwalebny - zużytkowania drobnej części zapasów z zamierzchłych czasów, kiedy to kupowałam włóczki bez ładu i składu, "na zaś" - bo była okazja :)
Na poduchę przeznaczyłam szary akryl , narzuciłam 164 oczka i się zaczęło ! Najpierw szło mi mozolnie, myślałam, że wiosna mnie zastanie przy dłubaniu zimowej poduchy... W dodatku zaraz na początku zrobiłam błąd w przekładaniu oczek środkowego warkocza i zorientowałam się w 1/3 poduchy- na prucie jednak nie zdecydowałam się. W gotowej robótce nie jest zbyt widoczny, a i do doskonałości pretensji nie mam... Bardziej widoczny jest błąd popełniony przy robieniu spodniej listwy zapięcia, ale kto będzie zaglądał pod spód poduchy i tropił niedoskonałości ? Ja jestem zadowolona i tego będę się trzymać.
Poducha bardzo mi się podoba, dzięki prowadzeniu za rączkę przez Agę warkocze okazały się nie takie straszne, jak mi się niedawno jeszcze wydawało, więc z pewnością powstanie jeszcze jedna , do sypialnianego , zimowego kompletu .
Bardzo dziękuję IK i lecę przekopywać pudła w poszukiwaniu włóczki na Nimfę :)

sobota, 27 września 2014

Bardzo ciężkie chwile, które ostatnio przeżywaliśmy,

już na szczęście minęły i jest coraz lepiej, można powoli odetchnąć i wrócić do życia.
A tym samym i do blogusia :)
Na druty wrzucony kolejny szal z zapasów cieniutkiego merino lace, wzór najprostszy z możliwych, żeby było czym zająć ręce, a nie używać specjalnie głowy, sprawdzał się w bardzo stresującym czasie , ale teraz- nudzi mnie okrutnie ! Zapowiada się więc na dłubaninę do wiosny .
Wstawiam więc fotki wcześniej skończonych skarpetek - już prawdopodobnie "podchoinkowych", dla córy - fajnie wyszły i chyba machnę jeszcze podobne dla siostry , bo bardzo jej się podobały, muszę dokupić motek w innych kolorach.
Włóczka niedroga- Alize Superwash, z jednego motka wychodzi para dość długich skarpet- specjalnie zrobiłam takie do wywijania.


To chyba czwarta para zrobionych przeze mnie skarpet , wliczając ubiegłoroczne "prototypy" dla siostrzeńca , i okazuje się, że robótka, do której podchodziłam jak pies do jeża, jest teraz na drugim miejscu w kategorii "to, co tygrysy lubią najbardziej" :)
Pierwsze bezapelacyjnie należy do chust, ale te sobie dawkuję, bo po co komu tyle chust ... No to z bezimiennego cieniowanego moteczka z błyszczącą srebrną nitką zrobiłam sobie "zamiasta"- zamiast chusty, niewielki otulacz, pewnie wkrótce zadebiutuje na mojej szyi, bo jesienne wieczory już chłodnawe, nawet od wczoraj rozpalamy przed nocą kominek. Ale weekendowa pogoda u nas cudna, więc korzystamy z niej i ładujemy osobiste bateryjki słońcem, czego i Wam życzę :)
A tu otulacz , chwilowo dogrzewa krzaczek jałowca :)


A to chyba już ostatnie tegoroczne jesienne ogródkowe róże... Słońce już coraz niżej, a one uparcie zawiązują nowe pąki, więc może zdążą zakwitnąć następne ? Nie miałabym nic przeciwko ciepłej, długiej jesieni :)


sobota, 30 sierpnia 2014

O niepięknym taborecie i niedoszłej poduszce...

... będzie ten post, właściwie obrazkowy :)

Był sobie niepiękny, acz pożyteczny wielce taboret :


Były też zapasy niezliczone kolorowej bawełny, która żadnym magicznym sposobem nie chciała sama zamienić się w kolorowe poduchy.
Trzeba było sięgnąć więc po szydełko, tajemny przepis na african flowers i dłubać, dłubać, dłubać... aż trochę mi się znudziło, a robótki było tylko tyle :


Poduszki musiałyby być przynajmniej dwie...

Żeby nie stworzyć kolejnego UFOka wyciągnęłam więc z kąta niepiękny taborecik i dokończyłam robótkę jako przykrycie dla niego.
Moim nieskromnym zdaniem- wypiękniał :)


Niestety, zapasy bawełny wcale nie wyglądają na specjalnie uszczuplone :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Błogie urlopowe lenistwo

już , niestety, za mną i następne dopiero za rok...
Cudnie było, jak zawsze w moim ulubionym zaciszu, woda w jeziorach cieplutka jak w spa, a widoki znacznie ciekawsze :)
W dodatku często miałam jeziora tylko dla siebie , raj po prostu ! Rowerami pojeździliśmy tym razem niewiele, bo upały sprzyjały raczej zaleganiu pod orzechem, ale wieczorne wyprawy po mleko i sery do sąsiedniej wioski były obowiązkowe. Niestety, krowa pani B. w tym roku nie nadążała z produkcją i z masłem było krucho, za to zsiadłego mleka opiłam się do woli :)
A i tak najfajniejszy jest tam brak telefonów z pracy (raz tylko skarbówka dopadła mnie na leśnej drodze podczas rowerowej wycieczki i informacje notowałam patykiem na piasku), brak internetu, na początku jeszcze z rozpędu włączyłam ze trzy razy tv na wiadomości, ale szybko dałam sobie z tym spokój.
W cieniu pod drzewami szybko topniały zapasy zabranych przezornie książek, na szczęście dało się coś wybrać z miejscowej biblioteczki.
Planu robótkowego jednak nie wypełniłam- wzbudzając lekką sensację w ponad trzydziestostopniowym upale wydziergałam tylko parę skarpetek ( o dziwo, każda ma inny wzorek, choć to bliźniaki "jednomotkowe")

i szaraczka z dwóch motków malabrigo arrojo ,kolor plomo, wg wzoru Ka'ana Shawlette .

Bardzo przyjemna robótka i dobrze rozpisany wzór, a włóczka- bajeczna !
Niestety, po zblokowaniu na mokro trochę straciła na mięsistości i sprężystości, mimo używania eucalanu , coś mi nie wychodzi pranie szlachetnych wełen .
Mimo tego marzy mi się sweterek z takiej wełny, tylko że na razie to poza moim zasięgiem cenowym - ale przecież pomarzyć i powzdychać można, to akurat gratis :)

wtorek, 15 lipca 2014

Czyżby udało się wreszcie

zerwać z wiszącą nade mną klątwą, która nie pozwalała mi skończyć żadnego dotąd zaczętego swetra ?
Eksperymentalny , ze starożytnej i bardzo rustykalnej mieszanki wełny, jedwabiu i lnu , pierwszy robiony od góry, właściwie bez projektu i wyliczanek, ale skończony :)
Nawet z grubsza pasuje na mnie, mimo że całkowicie rozminął się z zamysłem, który pojawił się w trakcie dziergania- miał być małym , krótkim, letnim sweterkiem do spódnicy, a po namoczeniu i wysuszeniu okazał się być długaśnym, obszernym swetrem- narzutką...
O dziwo, niespecjalna w robocie włóczka po wypraniu jest fantastyczna w dotyku , jeśli okaże się, że w noszeniu jest równie przyjemna, to może pokuszę się o sprucie swetrzyska i zrobienie takiego, jaki mi się marzył :) Na razie zostaje taki, jaki jest.
Na jego przykładzie widzę, ile się jeszcze muszę nauczyć, ale też , że wszystko jest dla ludzi i może swetry też będę umiała robić ? Długa i wyboista droga przede mną , ale pierwszy krok zrobiony :)


W ogródku zakwitły lilie, niesamowite są z tym swoim bezwstydnym przepychem , nie mają też sobie równych , jeśli wziąć pod uwagę trwałość kwiatów.


Wciąż jeszcze kwitną liliowce, słoneczniczki szorstkie, róże .


A ze zdobycznymi porzeczkami i jagodami powstało to:


Jagodzianki piekłam pierwszy raz i sprzyjało mi szczęście debiutanta (zazwyczaj pierwszy raz robione ciasta wychodzą mi znakomicie, potem bywa różnie...) i z całym przekonaniem polecam ten przepis. Są rewelacyjne ! Dałam trochę więcej jagód do środka, oprócz łyżki mąki ziemniaczanej do nadzienia dołożyłam łyżkę tartej bułki, a bułeczki przed pieczeniem posmarowałam mlekiem. Pychotki !
Chyba jednak tego swetra nie będę przerabiać na mniejszy...