wtorek, 27 maja 2014

Krotki, parudniowy urlop był

mi absolutnie niezbędny, żeby nie rozsypać się całkowicie i faktycznie pomógł mi wyciszyć się i częściowo zresetować. Odludzie na wyspiarskiej wiosce, piękna pustawa popołudniowa plaża -niestety, nawet tak łagodnie i oszczędnie dawkowane słońce wywołało u mnie alergie i musiałam się dość szczelnie zawijać.
Ale i tak było cudnie - ciepło , słonecznie, bez pośpiechu , czas spędzany na tarasie z książką, grami , robotkami ręcznymi, trochę rowerów, spacerów nad morzem- bez pośpiechu, bez kontaktu z pracą (raptem 2 telefony).
Myślę, że bez tych paru dni nie dałabym rady, byłam już na skraju wydolności psychicznej i fizycznej.
Nie oszukujmy się , takiego rowu Mariańskiego nie zasypie się w niecały tydzień, ale daje to szansę dotrwania do następnych dwóch tygodni na przełomie lipca i sierpnia i nadzieję na to , że ponad dwudziesty rok mojej pracy w tej firmie nie będzie ostatnim i nie zakończy się na OIOM-ie, choć mało brakowało. A skoro już jest lepiej i wracam do życia, to równie chętnie wróciłabym do dziergania- popatrzcie, jakie cuda można wygrać tutaj :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz