przy rozczytywaniu wzoru, bo pod koniec robótki zorientowałam się, że nie ma szans, żeby starczyło mi przeznaczonej nań włóczki. A że była zdobyczna, jak wszystkie moje włóczki, wyszukana w ulubionym SH i w dość nietypowym kolorze, więc szanse dokupienia motka zerowe- lekko się podłamałam.
Ale od czego sterty motków i moteczków poupychane tu i ówdzie- znalazłam coś niezidentyfikowanego, trochę grubszego i w gorszym gatunku, ale zbliżonego kolorystycznie, więc udało się dokończyć chustę i nie powiększy grona UFOków :)
Ale co się nawkurzałam przy przerabianiu tego motka, to tylko ja wiem- w życiu nie miałam włóczki, która była poprzecinana mniej więcej co dwa metry ! Na szczęście ostatni kawałek cudem był w całości , więc nie ma supełków na brzegu.
Z tej radości, że udało mi się skończyć chustę o drugiej w nocy, rano ułożyłam ją do blokowania- wrzucam więc na gorąco parę fotek :)
Bardzo lubię tę chustę i robić i oglądać. Twoja tez jest piękna:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Marlena
Dzięki, rzeczywiście robi się ją łatwo i szybko, na pewno ją powtórzę, ale muszę wybrać cieńszą włóczkę- ta chusta wyszła trochę za "misiowata", dam ją mamie K., żeby nie marzła wieczorami :)
OdpowiedzUsuń