Ciekawe, czy uda mi się napisać notkę w nowym bloggerze ?
Niestety, robótkowo nie mam się czym pochwalić, dawno nie miałam w ręku szydełka czy drutów.
Czas przesuwa się między palcami, dni uciekają jeden za drugim, świat fiknął koziołka ponad rok temu i wywrócił nasze życia do góry nogami, niewiele rzeczy pozostało takimi, jakimi było wcześniej.
Inna wiosna, inne koty wspinają się po drzewach w moim ogródku, nie ma już w nim wielkiego dębu, który przegrał walkę z chorobą, i dwóch sosen- jedną złamał, a drugą wyrwał orkan Ksawery.
Ale uparcie sadzę nowe drzewka, tym razem owocowe, rabaty dzielnie walczą z żywiołowością pewnego dwuletniego chłopca , słońce opala pyzate policzki trzymiesięcznej dziewuszki- życie trwa i potrafi chwilami być cudowne. A i nazwisko mi się zmieniło ubiegłej wiosny, wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić i podpisuję się starym :)
Fotorelacja - ilustracja, na tę okoliczność wykopałam z czeluści sekretery aparat, niewiele używany, więc nawet makro nie umiem w nim znaleźć, a pomiędzy deszczami łapałam chwile , w których można było pstryknąć jakieś zdjęcia.
Wiosna naprawdę przyszła, mimo że jutro mamy być najzimniejszym miastem w kraju i nawet jakimś przymrozkiem nocnym straszą w tv... Mam nadzieję, że telewizja kłamie, jak zwykle.
Ooo, dobrze zgadłam, blog milczał, bo byłaś zajęta ŻYCIEM. To zawsze jest zajęcie najlepsze z możliwych 😀. A jak jeszcze są w nim wnusie, kotusie i kwiatusie, oraz potężne zmiany, to już się nie ma co dziwić, że blogowo milczalaś. Ogniste gratulacje z powodu całokształtu😀
OdpowiedzUsuńDzięki, Twoja interpretacja mojego milczenia brzmi znacznie lepiej, niż ta faktyczna pierwotna przyczyna, czyli podstępna i wredna depresja, która wciągnęła mnie i ciągle się z nią boksuję. Wynik meczu wskazuje na moje zwycięstwo, na ponad dwuletnim dopingu farmakologicznym, co prawda, ale w tej walce wszystkie chwyty są dozwolone. No i bez blogów też pewnie byłoby mi trudniej, w realu jeszcze bardziej nie chciało mi się gęby otwierać :)
UsuńYeyku, jak u Cię wiosennie i jak ładnie Twój ogród się wpisuje w otoczenie, także urodne. Oczywiście towarzystwo wymiata, wyglądają na grzeczne - nie to co moja banda. Takie słodkie klopsiki, przymilne, bo po sznupkach widać. Choć mła musi przyznać że u seniorki Miluni we wzroku zauważyła cóś podobnego jak u Szpagetki. ;-D Boszsz, jaką masz cud świdośliwę. Ja dwa razy sadziłam i dwa razy drzewko które ponoć odporne na wszystko dało u mnie ciała. A tak by mię się komponowała. he, he, he widzę listki bodziszka holenderskiego, niedługo powinien kfiotki wyprodukować. On potem zanika, więc nie wykop tych bulwek przypadkiem. Tak z tulipkami to mła się wydawa że piochy są OK, problemem mogą być odmiany które sadzisz. Te nowe odmiany to mam wrażenie tak są selekcjonowane żeby co roku trza było kupować cebule! Kiedyś wystarczyło tulipki raz na dwa, trzy lata wykopać i posadzić w nową ziemię i wiosną oczekiwać wzroku zatykającego dech w pierwsiach. Teraz po kwitnieniu i zamarciu liści to ogrodnicy cebul się nie doszukują podczas wykopków, wszystkiego na nornice przeca zwalić się nie da. Może odpowiedzią na problemy jest sadzenie botanicznych, u mła w tym roku pojawiły się tulipki turkiestańskie z siewek, mła własnym ślepiom nie wierzyła ale nie za bardzo widzi możliwość udziału własnego w takim rozłożeniu cebul po ogrodzie, poza tym nie uskuteczniała wykopków małych tulipków a sroki obecnie bardziej zainteresowane parkingiem niż ogrodem mła. Co do ciemierników to myślę że sobie u Cię poradzą, Twój o gród wygląda na ciemiernikowy. :-D
OdpowiedzUsuńŚwidośliwę uwielbiam za całokształt- pięknie kwitnie, niezawodnie owocuje, a jeśli zdążę przed sójkami, to jest co pojeść- słodkie jagódki są przepyszne . Z tulipanami możesz mieć rację, pamiętam, jak w starym ogrodzie cioci kwitły takie zwyklaczki co roku powiększając kępę, a u mnie nie ma na to szans. Kiedyś mogłam zrzucać to na sarny i dziki, dla których mimowolnie prowadziłam stołówkę z nowalijkami, ale ostatnio nie mam tego problemu. Te słodkie klopsiki to zmyłka ! Fakt, że mruczydła z nich niesamowite i Milucha dopiero od nich nauczyła się porządnie mruczeć, ale muszą być do tego śpiące- wtedy można je miziać, nosić, okładać się kocim kaloryferkiem. Jak nie są senne, uciekają przed ręką, jak diabeł przed święconą wodą- zostało im to wpojone w ciężkim dzieciństwie przez dziką matkę. Za to Milunia to moja przytulanka wierna, ale charakterna faktycznie, uznała, że tylko ja mam prawo dostępu do hrabianki, reszta ludzi służy do karmienia i sprzątania kuwety, ewentualnie leczenia, jak trzeba było podawać kroplówki. Za ciemierniki u mnie trzymam kciuki nieustająco :) Z przywożonych kiedyś z Holandii wszystkie poległy, pewnie miejsce było nieodpowiednie, za to przetrwała aukuba, rośnie już z 8 lat.
UsuńMilunia i wiśniowe kotki 😀 tulipki, świdośliwa i reszta zielonego oraz zielonego/kwitnącego 😀 Las masz tuż tuż 😀. Jak się cieszę, że się odezwałaś blogowo😀
OdpowiedzUsuńJa też . Kotki na wiśni są legalnie, co prawda niszczą drzewo, ale i tak nigdy nie mam z niej owoców, rośnie dla kwiatów i kotków :)
OdpowiedzUsuńOgródek masz śliczny, kolorowy i kotki milusie. Czas mamy wyjątkowo trudny, zwłaszcza, jak się ogląda telewizję, no ale musimy wytrwać, powodzenia!
OdpowiedzUsuńDziękuję, masz rację, trzeba robić swoje i nie tracić nadziei.
UsuńDobry wieczór, zagladnęlam, a tu takie piekne szydelkowe rzeczy tworzysz.Wow.
OdpowiedzUsuńChwilowo nie tworzę, ale wciąż mam nadzieję, że do nich wrócę :)
UsuńPięknie tam u Ciebie :-) Życzę wytrwałości w pisaniu bloga :-)
OdpowiedzUsuńAle fajnie, że znów jesteś! Kota znalazłam na zdjęciach :)))) Ja obecnie nie mam ogródka, ale i ogrodniczka ze mnie marna. Więc kwiaty będę podziwiała u Ciebie.
OdpowiedzUsuń