dwie ukończone robótki.
Pierwsza to ciepła chusta, zrobiona dla cioci, której podczas wigilii u mnie zrobiło się trochę chłodno, więc przykryłam jej ramiona jedną z moich chust. Widziałam, że bardzo przypadła jej do gustu, ale ponieważ to była moja ulubiona chusta, nie zdecydowałam się jej podarować. Za to olśniło mnie tuż po świętach- przecież w zapasach mam gdzieś wielki zwój mięciutkiego moheru, z którego zrobiłam już kiedyś szal mamie, a zostało go jeszcze co niemiara. W parę dni powstała prosta, ciepła chusta - mam nadzieję, że cioci się przyda :-)
Chusta najprostsza z możliwych- gładka, z nieregularnymi paskami i szydełkowym brzegiem dla urozmaicenia. Brzeg zaczął mi się wywijać, ale żelazko z gorącą parą dało radę :-)
Niestety, marne światło i umiejętności fotografa nie pozwalają pokazać prawdziwego koloru chusty- to mszysta, przymglona zieleń i paski ciepłej, również zamglonej żółci.
Druga robótka powstała szybko, z potrzeby chwili i całkowicie rozminęła się z zamierzeniem :-)
Ponieważ niespodziewanie weszłam na wyższy poziom cywilizacyjny i zostałam posiadaczką pierwszego w życiu "mizianego" telefonu, zapragnęłam mojego - co prawda dość już sfatygowanego- cudusia zabezpieczyć przed dalszą destrukcją .
Miał powstać zwykły pokrowiec z kolorowej bawełny, ale podczas przeglądania zapasów wpadł mi w ręce kłębek orzechowego koloru bawełny z błyszczącymi miedzianymi pęczkami- zupełnie nie miałam na nią do tej pory pomysłu. Wzięłam cienkie szydełko, żeby pokrowiec był sztywny i zaczęłam mozolną dłubaninę. W trakcie dziergania pokrowiec jakiś smutny zaczął mi się wydawać, więc w przypływie weny dodałam paseczki z błyszczącego, złotego poliestru. Po skończeniu wierzchu stwierdziłam jednak, że bardzo ścisłe dzierganie cienkim szydełkiem grubej bawełny to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej, a poza tym obawiałam się, że telefon może mi się wyślizgiwać z takiego opakowania, więc tył postanowiłam wyciąć z grubej, ale miękko wyprawionej skóry z nieużywanej sakiewki. Co prawda, ręczne zszywanie udzierganego wierzchu i grubej skóry spodu też nie było łatwe, ale udało się .
Jeszcze w ramach szaleństwa i rozpasania dodałam błyszczący guziczek i sznureczek i powstał taki właśnie bizantyjski pokrowiec :-)
Na wiosnę i lato chyba jednak wydziergam też zwykły kolorowy pasiaczek , bizancjum stanowczo bardziej do zimy pasuje.
Genialny jest ten pokrowiec w wersji "na bogato" :D
OdpowiedzUsuńW sumie też jestem zadowolona, że pierwotny zamysł trochę mi się rozjechał z ostateczną wersją :)
UsuńWspaniała chusta!!! Piękny pokrowiec na telefon!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam :)
UsuńChusta piękna a pokrowiec na telefon wyszedł super.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzięki, najbardziej mnie cieszy, że mimo swojej bizantyjskości jest całkiem praktyczny :)
UsuńWspaniała chusta :-) Doskonała dla cioci - na pewno się jej spodoba :-)
OdpowiedzUsuńEtui na telefon wspaniałe !
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję, Kasiu, i również pozdrawiam :)
UsuńChusta piękna w swej prostocie, fajną ta melanżowa zieleń. Ciekawe, czy ciocia zadowolona? Moja mama bardzo się broniła przed chustą, twierdząc, że ją postarzy, ale namówiłam ją na dużą Haruni i teraz twierdzi,że nie umiałaby bez niej funkcjonować. Dużo inwencji twórczej wykazałaś przy robieniu etui, wyszło bardzo ciekawe. Z praniem tego możesz mieć trochę kłopotu, bo włóczka tak, a skóra niekoniecznie wodę lubi, ale poradzisz sobie, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO praniu to nawet nie pomyślałam :-) Najwyżej zrobię następne.
UsuńChustami "zaraziłam" już parę osób w rodzinie , a ja sama to jak Twoja mama - może i bez chust mogłabym funkcjonować, ale z nimi jest znacznie przyjemniej :-)